Logo facebook - Ikona Logo instagram - Ikona Logo youtube - Ikona
zpruszkowa.pl logo

Jaka piękna katastrofa – dlaczego mieszkańcy Pruszkowa nie zaufali Pawłowi Makuchowi i jego ludziom?

Przegrana wisiała w powietrzu od dłuższego czasu, jednak otoczenie prezydenta ani on sam nie dostrzegli groźnych symptomów.
REDAKCJA POLECA
Paweł Makuch
Ilustracja: Paweł Makuch
Zpruszkowa Png 13

Sławomir BUKOWSKI

Plan maksimum był ambitny: druga kadencja dla Pawła Makucha, w radzie miasta większościowy klub gwarantujący stabilność i święty spokój, a w radzie powiatu chociaż nieduży klub będący dobrym przyczółkiem pod rozwój projektu politycznego. Co prawda Makuch szedł do wyborów w mieście z własnym komitetem, a jego macierzyste stowarzyszenie Wspólnie Pruszków Rozwijamy przeobraziło się w nowy twór: Wspólnie Powiat Rozwijamy, jednak całość tworzyli ludzie powiązani ze sobą i rodzinnie, i towarzysko. Na przykład żona prezydenta startowała do powiatu z listy WPR, podobnie jak jego bliska krewna zatrudniona w jednej z miejskich spółek.

Plan minimum? Druga kadencja Makucha, w radzie miasta klub mniejszościowy, który jednak po dobraniu koalicjanta (może Mazowieckiej Wspólnoty Samorządowej?) albo przeciągnięciu na swoją stronę paru radnych pozwoli przekroczyć upragnione 50 proc. podczas głosowań. W radzie powiatu – jak wyżej.

Rzeczywistość z planami obeszła się brutalnie. Choć bardziej sprawiedliwie byłoby powiedzieć: mieszkańcy. Makuch przegrał drugą kadencję, do rady miasta wprowadził ledwie jednego radnego – samego siebie. Zaś do rady powiatu z obozu WPR nie wszedł nikt. Powiedzieć, że to klęska, to nic nie powiedzieć. To kompletna destrukcja pieczołowicie budowanego projektu, który nigdy już nie ujrzy światła dziennego. Trzeba by być niespełna rozumu, żeby jeszcze kiedykolwiek próbować reaktywować byt, któremu ludzie stanowczo pokazali drzwi.

Makuch Kampania

Kacper Grzybowski: Zderzyliśmy się z profesjonalizmem komitetów PO i PiS

Startował z listy Pawła Makucha walcząc o mandat na Żbikowie i Gąsinie. Wyróżniał się pomysłami na siebie, obiecywał regularne spotkania z mieszkańcami, poprawę komunikacji miejskiej, nagrywał niesztampowe filmiki. To jedna z niewielu osób z otoczenia Makucha, której nie można było zarzucić klakierstwa. Grał na siebie i wyglądało to przekonująco. Jednak mieszkańcy starań nie docenili. 

Dziś Kacper Grzybowski czas kampanii wspomina tak: – Mamy końcówkę stycznia. Siedzimy na cotygodniowym spotkaniu komitetu. Mimo że każdemu z nas dopisują nastroje, to pod skórą zaczynamy odczuwać lekki stres – właśnie omawiamy nadchodzącą konwencję, na której zostanie ogłoszony start kampanii wyborczej i zostaniemy oficjalnie zaprezentowani. Zapytałem prezydenta, czy stresował się pięć lat temu. „Jasne, że się stresowałem. Teraz też się stresuję”. Nie ma co, wszyscy wierzymy, że to nasz czas. Damy radę! Przecież startujemy z komitetu prezydenckiego!

Grzybowski robi szybki rachunek sumienia. – Konwencja wyborcza, o której można było przeczytać zarówno w prasie, jak i w internecie? Była. Pełne listy w każdym okręgu? Były. Kampania na FB i Tiktoku? Była. Spotkania wyborcze w każdym okręgu? Owszem, były. Kampania w terenie? Naturalnie, też. Patrząc na schematy kampanii nie można zarzucić, że czegoś nie zrobiliśmy, o czymś zapomnieliśmy albo coś zrobiliśmy źle – mówi. – Powiedziałem kiedyś: „Paweł, musisz to wygrać”. „Wygramy to razem!” – odpowiedział.

Coś jednak zawiodło. Tylko co? – Z całą pewnością nie kandydaci. Widziałem to od środka i uwierzcie mi, absolutnie każdy się przykładał i każdy wręcz do przesady był oddany kampanii i prezydentowi. Każdy z nas promował się w internecie, każdy z nas miał swój czas na spotkaniach, na których przemawiał, każdy z nas pracował w terenie rozmawiając z mieszkańcami i naprawdę każdy z nas miał coś do powiedzenia. Może gadaliśmy głupoty? Może mieliśmy kiepskie pomysły? Uwierzcie w moją szczerość, przez którą tak często ludzie na mnie się obrażają – każdy w każdym komitecie mówił niemal to samo. Tak więc co stoi za naszym wynikiem? Ja stawiam na dwie rzeczy. Za naszym wynikiem stoi, po pierwsze, lider, po drugie, dramatyczne zderzenie z profesjonalizmem komitetów KO i PiS – tłumaczy Kacper Grzybowski.

W czym obie partie polityczne miałyby być mocniejsze od dysponującego profesjonalnym sztabem, pieniędzmi i zapleczem urzędniczym (to ogromna przewaga urzędującego włodarza, gwarantująca w każdej chwili dostęp do danych i dokładnych informacji) komitetu prezydenta? – Podczas gdy nas niosła jedynie fantazja i entuzjazm, czy to w nagrywanych filmach, czy postach na FB, za kolegami z KO i PiS stał pełen profesjonalizm w grafikach, filmach i postach. Kiedy gdy my zaciekle broniliśmy swoich plakatów wyborczych na ogłoszeniowych słupach, kandydaci ze zwycięskiego KO zajmowali wielkie bilbordy przy głównych ulicach w całym powiecie – tłumaczy Kacper Grzybowski. – Kampania pruszkowskich struktur KO i PiS niczym nie odbiegała od kampanii ogólnokrajowych. Tak więc zwycięstwo w Pruszkowie nie jest wynikiem słabych kandydatów KWW Prezydenta Pawła Makucha, naszej kiepskiej kampanii czy nawet sensacji wyciąganych na światło dzienne w ostatnich dniach. Patrząc na wyniki w całym kraju, nasz wynik był po prostu ogólnokrajowym trendem – odpowiada.

Makuch 2

Jakub Kotelecki: Moja wizja samorządu prysła

W 2018 roku dostał się do rady miasta z „prezydenckiej” listy, przy Pawle Makuchu był na dobre i złe broniąc jego decyzji, także tych niepopularnych. Teraz spróbował sił startując do powiatu pruszkowskiego z komitetu Wspólnie Powiat Rozwijamy. Nie wyszło. Kotelecki porażkę przeżył mocno, znajomym mówi, że wycofuje się z działalności politycznej i społecznej. Namówić go na rozmowę nie jest latwo.

Mimo wyniku wyborów wciąż podkreśla, jak wiele Paweł Makuch zrobił dla Pruszkowa, i nie ma w nim zrozumienia dla mieszkańców, którzy tych starań nie docenili. Ale podobnie jak Kacper Grzybowski jest przekonany, że prezydent przegrał nie na program, tylko w wojnie z piekielnie silną partyjną machiną.

– W moim przekonaniu, w starciu ze zwycięską Koalicją Obywatelską Paweł Makuch osiągnął naprawdę piękny wynik. Kandydat, wspierany przez grupkę amatorów, przyjaciół i rodzinę, przegrał z kandydatem jednej z największych partii politycznych w Polsce, wspieranym przez wyszkolone do tego typu starć lokalne i krajowe struktury partyjne, raptem różnicą 2,6 proc. głosów – mówi Kotelecki. – Jeśli chodzi o nasz słaby wynik do rady powiatu i gminy, niestety, zarówno PiS, jak i PO doprowadziły do upolitycznienia samorządu. Najpierw była likwidacja jednomandatowych okręgów wyborczych, teraz doszło do tego utworzenie trzymandatowych okręgów, jak w Nadarzynie czy Piastowie, co sprzyja dwóm wielkim partiom politycznym. Dodatkowo wojnę PiS – PO na górze przełożono na grunt lokalny. To poskutkowało całkowitym upartyjnieniem samorządu, co widzimy w radzie miasta: dziesięciu radnych partyjnych w 2018 roku wobec piętnastu w 2024 r.

Kotelecki nie ma złudzeń: pragmatyka przegrała z polityką. – Moja wizja samorządu prysła. Spełnianie próśb mieszkańców poprzez nieoficjalne naciski na urzędników, składanie projektów do budżetu, wnioski do budżetu obywatelskiego, organizowanie spotkań integracyjnych społeczności lokalnej, wymiana latarni, poprawa nawierzchni ulic, troska o piękny wygląd wspólnej przestrzeni, nowe nasadzenia… To działania, które nie zostały w tych wyborach zaakceptowane. No cóż, może ktoś inny będzie miał lepszą wizję rozwoju mojej dzielnicy – dodaje, mając na myśli Ostoję.

Makuch 3

Co ciekawe, podczas gdy zaplecze Pawła Makucha przyczyn porażki upatruje w inflitracji samorządu przez wielkie partie, to ludzie nastawieni do ustępującego prezydenta, delikatnie mówiąc, niechętnie, wyliczają całą listę jego przewinień, które krok po kroku zaprowadziły go na skraj przepaści.

Małgorzata Kochańska: Prezydent nie był typem lidera czy wizjonera

Aktywistka, publicystka, autorka facebookowego profilu „Małgorzata Kochańska w Pruszkowie” przeszła w mijającej kadencji zdumiewającą ewolucję – od kandydatki PiS w wyborach do rady miasta w 2018 roku, po wyborczynię Piotra Bąka w drugiej turze prezydenckiej rywalizacji. Dziś pisze, że sama siebie nie poznaje. Jeszcze rok temu mówiła, że prędzej ręka jej uschnie niż zagłosuje na Koalicję Obywatelską.

Jej diagnoza porażki projektu Makucha jest klarowna: – Ciężar PiS – mówi. – Paweł Makuch startował w 2018 roku w kontrze do SPP i partii politycznych, korzystając z wieku poprzednika i sytuacji wokół CKiS. PiS zdecydował o poparciu go w drugiej turze wyborów w zamian za zastępcę i wspomaganie w czasie kadencji. Prezydent zapłacił za to utratą zaufania, nie mógł już uchodzić za bezpartyjnego, choć próbował się tak lansować. Wsparcie PiS stało się wizerunkowym obciążeniem.

Kochańska zwraca też uwagę na przetasowania na polskiej scenie politycznej. Gdyby PiS wygrał w wyborach krajowych, Makuch miałby większe szanse na reelekcję. Jako sojusznik przegranych przestał być atrakcyjny.

Kolejną przyczyną klęski był brak szerszego poparcia. – Paweł Makuch nie miał wsparcia ani ze strony KO, ani SPP, ani własnego klubu radnych, bo ten praktycznie przestał istnieć. Przypuszczam, że mógł go też nie mieć ze strony urzędu, może stąd zatrudnianie znajomych czy rodziny… ale nie zgadnę, jakie były intencje. Zaangażowanie Arka Gębicza i ujawnianie przez niego niektórych dokumentów też zrobiło swoje – dodaje publicystka.

A jaki był znak rozpoznawczy rządów Makucha? – To kadencja pod znakiem placów zabaw, prezydenta w roli konferansjera, radosnych piątków, Gapiszona i hopsów w przedszkolu, czyli nastawiona na organizację czasu wolnego, zwłaszcza rodziców małych dzieci. Ale nie wykluczam, że to właśnie grupa, która nie chodzi do wyborów. Albo może sympatyków promowanej rozrywki było za mało? – zastanawia się Małgorzata Kochańska .

Jej zdaniem, prezydent próbował ratować wizerunek na początku kadencji fotografując się co krok, ale ostatecznie na tym stracił. – Typem lidera czy wizjonera raczej nie jest, zabrakło talentów negocjacyjnych, zarządzaniem projektami też nie było można się pochwalić, jakiegoś wspólnego frontu z sąsiednimi gminami nie pamiętam, aktywności na rzecz zmiany słabych projektów MZDW było za mało albo wcale (chodzi Mazowiecki Zarząd Dróg Wojewódzkich – to on za aprobatą Makucha wyciął drzewa w al. Wojska Polskiego – przyp. red.). Inicjatywy oddolne zawsze były dla niego wadliwe. Składał deklaracje bez pokrycia, wystawiał urzędników na odstrzał, wycofał się z prac w komisjach rady – wylicza.

A co z planami na powiat? Małgorzata Kochańska: – Nie powiodły się, bo zwyczajnie zabrakło ludzi, którzy te głosy mogliby zebrać. Nieznani kandydaci na radnych miejskich też nie mogli przynieść wielu głosów. Może w komitecie wyborczym zabrakło takich osobowości jak Eliza Kurzela?

Makuch 5

Ewa Białaszewska: Mieszkańcom nie wystarczy podawanie ręki na ulicy

Radna Prawa i Sprawiedliwości w mijającej kadencji, odeszła z klubu w proteście przeciwko niszczeniu dzikiej przyrody nad Utratą, do której doszło mimo protestów mieszkańców przy okazji kontrowersyjnej budowy ścieżki nad Utratą. Teraz startowała do rady miasta z komitetu Maksyma Gołosia Łączy nas Pruszków, ale bez powodzenia.

– Zadaje pan trudne pytanie – uśmiecha się, kiedy indaguję o przyczyny bolesnego zderzenia się Pawła Makucha ze ścianą. – Zaczęło się już w pandemii. Wcześniej mieszkańcy rzadko przychodzili na komisje rady miasta czy na sesje. Niewiele osób interesowało się tym, co dzieje się w samorządzie, chyba że dotyczyło to ich bezpośrednio. A tu nagle pojawiły się transmisje obrad i można było je śledzić siedząc wygodnie w domu. Ludzie zobaczyli kuchnię sprawowania władzy w mieście. Widzieli i komentowali postawy radnych, postępowanie władzy wykonawczej. Opinie, komentarze, rozlały się to po wszystkich forach dyskusyjnych i władza nagle przestała być anonimowa – mówi Białaszewska.

Czy jakieś wady prezydenta wyszły dzięki temu na jaw? – No cóż, skłócanie się z radą, zaskakiwanie radnych i mieszkańców projektami, których nikt wcześniej nie widział – odpowiada. – Brak konsultacji z mieszkańcami, którym nie wystarczy podawanie ręki na ulicy, brak szacunku do natury… Długo by jeszcze wymieniać. Ale nie chcę już kopać leżącego – kończy rozmowę.

Makuch 1

Karol Chlebiński: Paweł Makuch przegrał z samym sobą

Przewodniczący klubu SPP w mijającej kadencji, teraz wystartował w barwach Mazowieckiej Wspólnoty Samorządowej i bez trudu zdobył mandat w mieście. Zasłynął z najostrzejszej krytyki rządów Pawła Makucha i Konrada Sipiery podczas obrad komisji i na sesjach rady miasta.

– To temat na rozprawę typu „Paweł Makuch – anatomia upadku” – odpowiada na to samo pytanie, które zadaję innym rozmówcom. – Paweł Makuch przegrał wybory bo jest Pawłem Makuchem, człowiekiem który znikąd przyszedł i donikąd podążał przez ostatnie pięć i pół roku. Przegrał wybory z mieszkańcami, organizacjami, urzędnikami, przegrał z samym sobą. Przez te pięć i pół roku nie udało mu się stworzyć kompletnie nic, a już na pewno żadnego projektu politycznego, czemu wyraz dali mieszkańcy wprowadzając do rady miasta… Pawła Makucha, co jest dość smutne w kontekście zbierania plonów ponad 5-letniej kadencji – mówi Chlebiński.

Zdaniem Chlebińskiego, prezydentura opierała się głównie na realizowaniu partykularnych celów grupy interesariuszy skupionych wokół Makucha i była kompletnym zaprzeczeniem idei samorządności, sprowadzała się do „budowania pozycji lidera przez bycie boomerem lub wodzirejem”. – Myślę, że Paweł Makuch jest idealnym przykładem tego, jak można mając wszystko, wręcz nieograniczone zasoby, sztab ludzi etc. zostać totalnie z niczym. To powinno być przestrogą i zachęcić do refleksji wiele osób związanych z polityką, i tą lokalną, i ponadlokalną. Mieszkańcy powiedzieli „dosyć” prostej powierzchowności, kolesiostwu, sztuczkom i manipulacjom. Pięć i pół roku wystarczyło, żeby zrazić do siebie tak wiele osób i zakończyć swoją „przygodę” z samorządem – kwituje.

Zrzut Ekranu 24 4 2024 222252 Www.instagram.com

Krzysztof Michalak: Paweł Makuch nie ma już czego szukać w pruszkowskim samorządzie

Startował do rady miasta z komitetu Arkadiusza Gębicza „Pruszków – Dobro Wspólne”. Jego komitet z komitetem Makucha łączy jedno: nie zdobył uznania mieszkańców. Krzysztof Michalak sporo czasu poświęcał w kampanii sprawom przyrody, które były jedną z głównych osi sporu mieszkańców (w tym środowiska Gębicza) z prezydentem Pawłem Makuchem. I właśnie w podejściu do ekologii upatruje przyczyn porażki prezydenta.

– Dlaczego Paweł Makuch przegrał wybory? Żartobliwie mógłbym powiedzieć, że dzięki wędkarzom! – śmieje się. – Wraz z rodzinami z pewnością jest ich w Pruszkowie tylu, że mogliby dorzucić brakujące 503 głosy i dać Pawłowi Makuchowi zwycięstwo w drugiej turze. A dlaczego dzięki wędkarzom? Gdyby Makuch porozmawiał z wędkarzami, to by się dowiedział. Tyle, że nie byłaby to miła rozmowa. Ja z wędkarzami rozmawiałem osobiście, więc wiem, że nastroje wśród nich były bojowe. Wędkarze byli zbulwersowani tym, co się wydarzyło w sercu parku Potulickich, gdzie bioróżnorodność zastąpiono bluszczem. I ten bluszcz posadzony został między innymi nad samym brzegiem, czyli tam, gdzie oni wędkują. Dlaczego o tym mówię w tak żartobliwy sposób? Bo to przykład obrazujący sposób działania Pawła Makucha, mało finezyjny. Były publiczne środki do wydania, więc należało je wydać według własnego widzimisię – mówi Michalak. – Taki sam mechanizm był stosowany w innych przypadkach, na przykład w Malichach, gdzie ku zaskoczeniu i wbrew woli mieszkańców posadzono nad Utratą roślinność, która wręcz uniemożliwiała wykorzystywanie terenu w okolicy zielonego mostka w sposób, w jaki z niego korzystano wcześniej. Notabene, Paweł Makuch uzyskał w Malichach najniższy wynik w całym mieście. Bartosz Brzeziński z komitetu Pruszków – Dobro Wspólne zdobył 503 głosy, czyli dokładnie tyle, ile zabrakło Makuchowi. Wyborcy Bartosza z pewnością nie byli wyborcami odchodzącego prezydenta – dodaje.

Michalak, podobnie jak Małgorzata Kochańska, uważa że błędem Makucha było związanie się z PiS-em. Bo do wyborów w 2018 roku poszedł jako kandydat niezależny i publicznie zadeklarował, że Konrad Sipiera nie zostanie jego zastępcą. – To było kłamstwo. I o ile część wyborców mogłaby mu to wybaczyć rozumiejąc, że dzięki dobrym relacjom z rządem jest szansa, by Pruszków zaczął pozyskiwać środki zewnętrze, to niestety sposób działania obu panów okazał się nie do zaakceptowania. Zastosowali blokadę informacyjną. Nie tylko mieszkańcy, ale nawet radni byli zaskakiwani różnymi projektami, zwykle na zaawansowanym etapie. W takiej sytuacji niemożliwa była już ingerencja w projekty tak, żeby cokolwiek w nich poprawić. A to rodziło konflikty – mówi.

Przypomina sprawę megabloku przy parku Potulickich. Przed wyborami Paweł Makuch deklarował mieszkańcom wsparcie w zablokowaniu tego projektu. Na deklaracjach się skończyło, mimo że od społeczników pod przewodnictwem Małgorzaty Kowalskiej i Arkadiusza Gębicza prezydent dostał na tacy gotowe rozwiązania, jak zgodnie z prawem nie dopuścić do zabudowy cennego ekosystemu.

Krzysztof Michalak doskonale orientuje się w pruszkowskich politycznych konfiguracjach. Przytacza układ z czasów prezydentury Jana Starzyńskiego. – Sytuacja personalna, jaka wytworzyła się między Pawłem Makuchem i Konradem Sipierą, przypominała tę z czasów Starzyńskiego, gdzie szarą eminencją był jego zastępca Andrzej Kurzela. Tymczasem mieszkańcy nie chcieli powtórki tego schematu. Dodatkowo na mieście uważano, że prawdziwą szarą eminencją jest Zdzisław Sipiera, ojciec Konrada – tłumaczy. – Generalnie, powiązania Pawła Makucha z PiS-em przyczyniły się do jego porażki nawet mimo tego, że miasto skorzystało w postaci napływu środków zewnętrznych. W Pruszkowie mieszka silna reprezentacja miejskiej klasy średniej niechętnej PiS-owi. Poza tym niektórzy wyborcy mogli teraz dojść do wniosku, że w sytuacji, gdy PiS został odsunięty od władzy w Polsce, trzeba postawić na kogoś, kto będzie miał lepsze relacje na szczeblu rządowym.

Do porażki Makucha z pewnością przyczyniło się, mówi Michalak, nagłośnienie przez portal zpruszkowa.pl afery mieszkaniowej w TBS oraz nepotyzmu panującego w urzędzie miasta. – Paweł Makuch kompletnie zaprzepaścił szansę i mandat społeczny, jaki otrzymał. W moich oczach był wzorcem prezydentury takiej, jaka nie powinna być. I za to dostał czerwoną kartkę. Nie ma już czego szukać w pruszkowskim samorządzie. Czego mogę mu życzyć? Tego, czego życzyłem mu osobiście na jednym ze spotkań z mieszkańcami: powodzenia na konkurencyjnym rynku pracy! Na takim właśnie rynku działają mieszkańcy Pruszkowa, czyli tam, gdzie liczą się kompetencje, a nie szerokie plecy – kwituje.

Makuch Wosp

Katarzyna Włodarczyk: Mieszkańcy kamienic komunalnych znienawidzili Pawła Makucha

Była dyrektorem w spółce TBS „Zieleń Miejska” za prezesury Macieja Roszkowskiego. Kiedy Roszkowski odszedł, skonfliktowana z nową prezes także ona rozstała się z firmą. Wystartowała do rady miasta z listy KO i zdobyła mandat.

Katarzyna Włodarczyk wystąpiła w reportażu zpruszkowa.pl „Komu służy pruszkowski TBS?” ujawniającym kulisy przydziału mieszkań w Pruszkowie. Opowiadała w nim, jak po jej odejściu w spółce przygotowywane były materiały mające ją zdyskredytować.

– Kiedy byłam w TBS, dość blisko współpracowałam z Pawłem Makuchem, widziałam jak podchodzi do różnych problemów, jak traktuje ludzi. Ani razu nie zdarzyło się, żeby pojechał ze mną do mieszkańców budynków komunalnych, mimo że prosiłam go o to. Z jego ust podobno padły kiedyś słowa, że mieszkańcy komunalni nie są jego wyborcami – mówi Włodarczyk. – Makuch nie lubi trudnych tematów, gdy ludzie przychodzili do niego potrafił traktować ich źle. Niepełnosprawnego człowieka, który przyszedł prosić o mieszkanie, przywitał słowami: może pan się nawet nie rozbierać, bo ja nie mam żadnych mieszkań. W obecności innej kobiety, która zjawiła się w podobnej sprawie, przeraźliwie nakrzyczał na pracowników urzędu. Informacje o jego zachowaniach szły w miasto – dodaje.

Czy to możliwe, żeby człowiek prezentujący się jako przyjaciel wszystkich mieszkańców, wiecznie uśmiechnięty, był przede wszystkim… zdolnym aktorem? – Oczywiście, że tak. On prywatnie jest bardzo zabawowy, z nim można zrobić wiele dopóki nie pojawi się poważny temat. Makuch nie znosi skomplikowanych spraw – odpowiada Włodarczyk. – Zraził do siebie wiele osób. Ludzie z komunalnych kamienic, gdzie pękają mury, a woda cieknie po ścianach, obserwowali go jak tańcował w przedszkolach, robił kolejną tężnię i wieczorek taneczny. Oni go wręcz znienawidzili. 

Także ona uważa, że Makucha ostatecznie pogrążyła afera z mieszkaniami w TBS, do której on w zasadzie się nie odniósł, choć ludzie czekali na wyjaśnienia. To miało bardzo duże znaczenie dla decyzji podejmowanych przy urnach. 

Makuch Impreza

Przemysław Sieciński: Debata okazała się plebiscytem, kto wbije dłuższy sztylet prezydentowi

Był kontrkandydatem Pawła Makucha, założył własny komitet, ale nieoczekiwanie zmienił barwy i postanowił powalczyć o prezydenturę w Pruszkowie pod szyldem Prawa i Sprawiedliwości. Nie wszedł nawet do drugiej tury, a jego „osierocony” komitet nie wprowadził do rady miasta ani jednego radnego.

Kiedy informacja o zwycięstwie Piotra Bąka obiegła miasto, Sieciński opublikował na Facebooku swoją diagnozę tego, co stało się w mieście. Snuje w niej rozważania o roli mediów i debat wyborczych.

„Były to najbardziej emocjonujące wybory lokalne w powojennej historii naszej społeczności. Ich finisz to emocje jak w finałach piłkarskich Mistrzostw Świata. Zwycięzca pije szampana. Pokonany nie wierzy, że przegrał w rzutach karnych. Zapewne” – pisze Sieciński. Jego zdaniem, podczas meczu „murawa była śliska”, bo mimo deklaracji piętnujących hejt, kampania zogniskowała się wokół incydentów, a nie wokół programów. „Materiały wyborcze były niszczone, zaklejane, zdejmowane, cięte, a nawet malowane farbą. Przed pierwszą turą ujawniono rozmowę byłego prezesa TBS z zastępcą prezydenta. Wokół tego powstał materiał medialny, którym żyło kilka komitetów półfinalistów. Czy materiał ten powstał w dobrej wierze, czy był to czarny PR – to dziś nie ma znaczenia. Wiemy, kto skorzystał. Faktem jest, że tzw. afera TBS, dozowana w odcinkach, musiała poderwać (zapewne zgodnie z zamierzeniem) zaufanie do prezydenta miasta”.

Przemysław Sieciński odnosi się też do debaty z udziałem kandydatów na prezydenta, zorganizowanej przez redakcję zpruszkowa.pl przed pierwszą turą wyborów. „Na tak przygotowanym gruncie debata pomiędzy sześcioma kandydatami okazała się plebiscytem na temat tego, kto wbije dłuższy sztylet urzędującemu prezydentowi. Największy aplauz widowni wywołały deklaracje dwóch kandydatów, że ICH zastępcą nie będzie urzędujący zastępca prezydenta. Warto zatrzymać się i z dystansu popatrzeć, jak to się stało, że kandydaci deklarujący dialog, otwarcie na mieszkańców, tolerancję, postanowili wykluczyć, de facto wyszydzić, jednego z mieszkańców. Powstaje pytanie czy taka debata była korzyścią dla mieszkańców. Chciałbym wierzyć, że generalnie tak. Tym niemniej organizatorzy w kilku miejscach nie dźwignęli jej ciężaru. Powstaje natomiast pytanie, dlaczego do podobnej debaty z udziałem publiczności nie udało się doprowadzić przed II turą. Zamiast tego odbyły się spotkania z kandydatami – finalistami w radiu i w telewizji. Taki scenariusz odpowiadał bardziej kandydatowi, który w kontakcie z publicznością wypadł dużo gorzej. Przed II turą zwycięstwo było o (g/w)łos. Wygrał ten, kto pozyskał koalicjanta” – uważa.

Ulotka Makuch

Tymczasem prezydent-elekt Piotr Bąk…

…wciąż zbiera gratulacje od mieszkańców. Nie odpisuje na nie, nie reaguje. Jako jeden z niewielu nie skomentował ani brutalnej chwilami kampanii, ani nie powiedział nawet pół złego słowa pod adresem ekipy żegnającej się z urzędem miasta. Tuż po drugiej turze podziękował dyplomatycznie za głosy i zniknął.

W środę zamieścił zdjęcia pokazujące plażę i zachód słońca. „Charging battery (off line)” – napisał. „Ładuj ładuj bateryjki. Wiesz ile jest barier do zlikwidowania?” – odpisał mu w komentarzu Artur Świercz „Barierołamacz”, który w nowej kadencji znów zasiądzie w radzie powiatu pruszkowskiego.

Piotr Bąk

Artykuł zilustrowaliśmy zdjęciami z oficjalnych profili społecznościowych Pawła Makucha i Piotra Bąka.

Artykuły, które również mogą Cię zainteresować: